Carl i jego CISZA

„Tak stałem samotnie w górach, wokoło martwa cisza i spoglądając w przeszłość wyśmiewałem życie w mieście. Pijany siłą i wolnością zjeżdżałem do mojego śpiącego zimowym snem gniazda i wciąż od nowa, od nowa czułem jak bardzo jestem człowiekiem”

Carl Hauptmann

Carl Hauptmann urodził się 1858 roku w Szczawnie-Zdroju a zmarł w 1921 w Szklarskiej Porębie. Całe swoje życie związany był z górami i ze Szklarską Porębą, gdzie mieszkał i tworzył. Obecnie w Domu Braci Hauptmannów znajduje się Muzeum, w ktorym nie miałam okazji jeszcze być, ale owo zaniedbanie w najbliższym czasie planuję nadrobić. Napisał „Księgę Ducha Gór”, która niedawno została przetłumaczona na język polski.

Dzisiejsza cywilizacja wita nas każdego dnia wszelakością i różnorodnością odgłosów. Dźwięk jest wszechobecny. Czy to dźwięk porannego budzika, szum odkręconej wody albo huk metra w drodze do pracy, dźwięki towarzyszą nam nieustannie. Może właśnie dlatego Nasza Ludzka Natura pragnie doświadczyć spokoju i ciszy. Chce uciec od zgiełku i hałasu, który w obecnym świecie jest po prostu nieunikniony. Tych, którzy chcą „usłyszeć” ciszę zapraszam na wędrówkę górską zimą. Miasto górskie pełne turystów, stoki narciarskie pełne pasjonatów narciarstwa a w górach ONA…WSZECHOGARNIAJĄCA CISZA.

To jest po prostu coś pięknego, a jak o tym myślę to rozpiera mnie energia od środka i mam wrażenie ze zaraz ekspolduję! Idziesz przed siebie, mijasz Pana, który wygląda na około 70 lat i pełen pasji biegnie na nartach. Patrzysz na niego i myślisz „Ale czad!” Kocham ludzi z taką pasją, więc spotkanie tego Pana na szlaku utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że jeśli czegoś bardzo pragniesz to wszystko jest możliwe. Mam tu na mysli chęć zmiany swego życia na lepsze w jakiejś dziedzinie, pokonywanie własnych słabości, niesamowite!….ale nie  o tym, bo standardowo zboczyłam z tematu, co zdarza mi się nagminnie. Wybaczcie…

Idziesz dalej, mijasz Panią z kijkami, która wędruje samotnie przed siebie, z dala widać dwóch pasjonatow narciarciarstwa biegowego…Pogoda Cię rozpieszcza, czujesz promyki słońca rozproszone na twarzy, wiatr delikatnie muska Twoją twarz. I jest pięknie. To chwila, kiedy pomimo towarzysza podróży, którego masz obok siebie czujesz, że jesteś sam ze sobą, czujesz tylko siebie, doświadczasz bycia ze sobą. Mówię do męża, zatrzymaj się i nagle pojawia się CISZA…napełnia Cię od środka, wypełnia ciało i umysł, rozlewa się po ciele niczym lampka czerwonego wina. Wiecie co? Warto dla takich chwil żyć. To „niby” tylko wędrówka górska, ale jaką daje Moc i Siłę. Zawsze w takich momentach czuję błogi spokój, a radość rozpiera moje serce od środka. Czuję, że jestem czlowiekiem, doświadczam swego człowieczeństwa, właśnie tam, na szlakach górskich pośród górskiej ciszy. Trudno nie zgodzić się z Carlem Hauptmannem…pozwolę sobie na zmodyfikowanie jego słów na potrzebę chwili „I stoję tak z mężem w górach, wokoło martwa cisza, pijana siłą i wolnością wciąż od nowa, od nowa czuję jak bardzo jestem czlowiekiem”.

Dla wszystkich spragnionych ciszy, szczerze polecam wędrówki górskie zimową porą. To piękne, bogate doświadczenie, a wspomnienia na zawsze Twoje.

To, co mnie osobiście urzeka to brak ludzi, owszem mijasz frików, którzy nie mogą usiedzieć w domu, ale to są jednostki – mam tu bardziej na myśli sezonowych turystów. Schronisko Pod Łabskim Szczytem jest puste, słychać tylko skrzypiące stare drzwi, które porusza wiatr. Na drzwiach głównych gości napis „Wejście od tyłu” i aby dostać się do toalety przechodzisz przez małą, drewnianą kanciapkę. Żadnej żywej duszy. Ze środka dochodzi dźwięk szczekającego psa, który wyczuł zapach nadchodzących turystów. Brak obsługi, zapachów jedzenia, schronisko wygląda niczym górska opuszczona chata. Wchodząc do środka słyszysz tylko swoje kroki, dźwięk nienaoliwionych drzwi i oczywiście nadal głos szczekającego psa. Fajne doświadczenie. Inne. Inne niż to w typowo wędrówkowym jesiennym czy wiosennym  sezonie. Nie omieszkałam zrobić zdjęcia, ono poniżej. Szkoda, że nie zrobiłam samego wejścia, albo kanciapki tej z tyłu, no  widać jeszcze tam wrócę.

20160215_161726

 

Jakoś dziś poezyjnie „poleciałam” z tym wpisem, ale nie ukrywam, że przez chwilę czułam się jak natchniona poetka, tworząca dzieło. Taki dziś był dzień i taki oto miałam dla Was przekaz. Po prostu.

Niech żyją góry!!!

Dodaj komentarz